Czołg. Taktyka, strategia i cebula
Pogrom czołgów Federacji Rosyjskiej na Ukrainie był relatywnie prawie tak duży jak niszczenie jej maszyn latających. W połowie kwietnia, według danych publikowanych przez polskie media, wojsko rosyjskie straciło niecałe sześć procent ogólnego stanu posiadania przy ok, 7,5 procentach strat w sprzęcie latającym. Destrukcja ta zrobiła ogromne wrażenie na wszystkich, którzy wierzyli w pancerną potęgę Rosji, na czele zapewne z dowództwem rosyjskim, choć oficjalnie oczywiście nic o tym nie wiadomo.
Mimo to specjaliści zwracali uwagę, że pospiesznie wysuwane wnioski o końcu czołgu jako przydatnego i wartościowego typu uzbrojenia są przedwczesne, gdyż nie tyle sprzęt ten się nie sprawdził, ile egzaminu nie zdał rosyjski pomysł na jego używanie w realizacji celów wojennych. Zawiodły także systemy, które miały te maszyny bronić przed atakiem, ile w ogóle istniały.
Pionierzy systemów obrony czołgów nie radzą sobie obrona czołgów
Wiele ze zniszczonych rosyjskich czołgów zostało wysadzonych w powietrze przez tanie przeciwpancerne pociski kierowane (ATGM), które w dużych ilościach ma na wyposażeniu ukraińska piechota. Państwa zachodnie wysłały na Ukrainę tysiące sztuk takiej broni, od amerykańskich Javelinów, przez zaprojektowane w Szwecji NLAW, po niemieckie Panzerfausty-3. Wojna pokazała, jakie zagrożenie stanowią one dla nowoczesnej broni pancernej.
Działo się tak, choć to nikt inny tylko Rosjanie, wcześniej jeszcze w Związku Radzieckim, byli pionierami prac nad tak zwanymi "systemami aktywnej ochrony" (APS), które w przeciwieństwie do pancerza, ograniczającego uszkodzenia pojazdu w przypadku trafienia, mają za zadanie przede wszystkim uniemożliwić uderzenie pociskiem. Armie na całym świecie eksperymentują z nimi od lat i sukcesywnie wdrażają.
APS występują najogólniej rzecz biorąc w dwóch odmianach - "soft-kill" i "hard-kill" (2). Te pierwsze zmieniają kierunek lotu pocisku, zakłócając pracę jego systemów naprowadzania, oślepiając je na przykład światłem w podczerwieni lub laserami. Systemy "hard-kill" są przeznaczone do niszczenia pocisków w locie. Wojna na Ukrainie pokazała ograniczenia podejścia "soft-kill", w którym trzeba dobrze znać systemy przeciwnika. W skład zestawów ATGM, którymi dysponują ukraińscy żołnierze, wchodzi wiele różnych systemów naprowadzania. Zagłuszenie ich wszystkich jest niemożliwe. Z systemami typu "hard-kill" też są problemy. Do wykrycia nadlatujących pocisków potrzebny jest zaawansowany radar, a do ich trafienia - precyzyjne celowanie. Pociski przeciwpancerne poruszają się z prędkością setek metrów na sekundę, więc szybki czas reakcji ma kluczowe znaczenie.
Radziecki system Drozd, jeden z pierwszych pocisków przeciwpancernych typu "hard-kill", został zastosowany po raz pierwszy w latach 80. w inwazji ZSRR na Afganistan. Wystrzeliwał on w kierunku nadlatujących rakiet pociski wypełnione kulkami przypominającymi śrut. Afganit, najnowszy następca Drozda, jest wbudowany w nowe rosyjskie czołgi T-14. Rosja ma jednak trudności z wyprodukowaniem większej ich liczby. Z tego, co mówią analitycy, na Ukrainę wysłano jak dotąd niewiele czołgów wyposażonych w APS.
Armią, która jest prawdopodobnie najbardziej zaawansowana w pracach nad APS, jest armia izraelska. Jej system Trophy został zaprojektowany przez firmę Rafael z Hajfy i jest montowany w czołgach Merkava. System Trophy wystrzeliwuje niewielką liczbę precyzyjnie wycelowanych pocisków, co ma na celu zminimalizowanie zagrożenia, jakie system stwarza dla znajdującej się w pobliżu piechoty. Izraelska armia twierdzi, że system Trophy poradził sobie z licznymi atakami rakiet przeciwczołgowych w Strefie Gazy. Jednak, jak się zauważa, ataki na Bliskim Wschodzie prowadzone są z użyciem starszych, mniej zaawansowanych pocisków ATGM. System Trophy wzbudził zainteresowanie także za granicą. Niektóre czołgi wyposażyły w niego siły USA (3) i niemieckie.
Czołgowe systemy obronne mają swoje minusy. APS to dodatkowa masa, miejsce i moc - cenne zasoby w czołgu. Eksperci mają inne wątpliwości, np. czy gęsty ostrzał z karabinu maszynowego nie obezwładni i nie zużyje zasobów Trophy aż do momentu, gdy czołg jest bezbronny.
Zwraca się uwagę, że obrona nie musi być doskonała, aby była użyteczna. Chodzi tu o wielowarstwową obronę typu "cebula", w której piechota obserwuje zagrożenia, zasłona dymna może przesłonić położenie czołgu, APS broni przed ostrzałem i w końcu jest sam pancerz - kolejna warstwa "cebuli", jeśli wszystko inne zawiedzie. Doświadczenia Rosji na Ukrainie sugerują, że dodawania kolejnych warstw mogłoby wiele zmienić, bo rosyjskie czołgi nie miały zwykle, co zresztą wielu analityków dziwiło, pierwszej warstwy, czyli wsparcia piechoty.
Nowoczesne kolosy już nie tak ślepe
Jedną z jego największych słabości było i jak widać w armii rosyjskiej wciąż jest, skuteczne obserwowanie otoczenia. Dawny "król" pola bitwy był tradycyjnie ślepy na to co dzieje się dookoła. Miał bowiem tylko nieco szczelin i wizjerów. Dziś już wcale tak nie musi być.
W amerykańskim czołgu Abrams M1A2 czołgista ma do dyspozycji peryskop o kącie widzenia 360° wyposażony system obserwacji dziennej i nocnej, w świetle widzialnym, jak i w podczerwieni. Z komputera balistycznego nanoszone są obraz informacje oddaleniu śledzonego obiektu. System wspomaga oprogramowanie identyfikujące obce pojazdy, skanujące całą sferę lub tylko jej część, np. obszar z tyłu pojazdu. Inny system obserwacyjny obsługuje celowanie. W okularze celownika pojawiają się dodatkowe informacje m.in. z dalmierza laserowego. Kolejny peryskop z noktowizorem o kącie widzenia 120° jest do dyspozycji także kierowcy czołgu. Obrazy mogą być wyświetlane na ekranach LCD.
Na potrzeby walk miejskich czołgi wyposażane były w pakiety modernizacyjne o nazwie TUSK (Tank Urban Survival Kit). W ramach tego systemu wóz bojowy otrzymuje czułą głowicę FLIR (Forward Looking Infra Red), do obserwacji w podczerwieni w dużych odległościach oraz narzędzia do obserwacji wielu celów jednocześnie. Dodatkowo żołnierz obsługujący działo otrzymuje ekran i joystick zdalnie sterujący karabinem maszynowym zamontowanym w wieżyczce.
Po określeniu celu komputer mierzy dystans i szybkość przemieszczania się celu za pomocą dalmierza laserowego. Bada siłę wiatru i inne uwarunkowania pogodowe, bierze pod uwagę temperaturę armaty oraz stopień zużycia lufy, pobiera dane o wybranym rodzaju amunicji itp. Wyniki tych obliczeń to kąty podniesienia lufy i obrotu wieży. Dane te są aktualizowane kilkadziesiąt razy na sekundę tak, aby armata była stale nakierowana na cel, niezależnie od nierówności terenu, po którym przemieszcza się czołg. Podobne, komputerowe systemy stabilizacji działa są na wyposażeniu innych nowoczesnych czołgów, takich jak Leopard 2 A7+ lub izraelski Merkava 4. Dzięki nim celność strzałów wynosi w nich 95 proc. Niektóre rozwiązania, np. te opracowane przez Izraelczyków z firmy Elbit, pozwalają za pomocą specjalnych pocisków, wystrzeliwanych z czołgowego działa, strącać nawet helikoptery.
Nawigacja we współczesnym wozie bojowym to nie tylko zestaw map cyfrowych w komputerze. Do dyspozycji dowódcy czołgu są także trójwymiarowe modele terenu. Dane o pozycji płyną z zamontowanego na czołgu odbiornika GPS. W razie zakłócenia sygnału lub zniszczenia satelitów w wyniku działań wojennych czołg nie traci orientacji w terenie. Wbudowany system nawigacji inercyjnej dostarcza dane o lokalizacji na podstawie analizy prędkości, kierunku jazdy oraz wysokości nad poziomem morza.
Amerykańskie strategie łączące i logistyka
Amerykański sposób na wykorzystanie wojsk pancernych nazywa się z ang. combined arms. Koncepcja ta polega w skrócie na tym, by zintegrować różne jednostki broni bojowej (piechotę, wojska pancerne, lotnictwo i artylerię), wykorzystując przy tym skuteczną i bezpieczną komunikację między wszystkimi tymi jednostkami, wszystko podporządkowanie osiąganiu wzajemnie uzupełniających się efektów. Combined arms to część kompleksowej strategii nazywanej "joint warfare".
Kiedy na przełomie wieków Stany Zjednoczone wjechały do Kosowa na Bałkanach, amerykańskie czołgi M1A1 Abrams znalazły się w podobnym terenie, co ostatnio rosyjskie na Ukrainie. Pomimo wyzwań i wielu problemów starali się wyżej opisane strategie "połączonych rodzajów broni" realizować. Problemem okazało się np. zużycie i zapotrzebowanie na części zamienne do pojazdów, zwłaszcza modeli M1A1. Armia amerykańska radziła sobie z tym, zabezpieczając łańcuchy logistyczne przy pomocy żandarmerii wojskowej i jednostek piechoty. W niektórych przypadkach przenoszono całe jednostki zaopatrzeniowe bliżej obszaru działań. Efekty musiały być co najmniej akceptowalne, skoro wtedy nie mówiono o porażce i "końcu czołgu".
Wielu komentatorów ma wrażenie, że Rosjanie często używają czołgów tylko ze względu na efekt psychologiczny, jaki zapewniają wielkie maszyny wojenne. Widać w tym wszystkim brak strategii, taktyki i wsparcia. Te wszystkie rzeczy wymagają jednak sprawnego dowodzenia, kontroli i koordynacji. Na szczęście dla Ukraińców, armia rosyjska nie specjalizuje się w tych dziedzinach. Wręcz przeciwnie.
Mirosław Usidus