Motoryzacja na małym i dużym ekranie (2)
Scena 7. Wehikuł czasu
Któż z nas nie marzy o tym, aby chociaż na chwilę cofnąć się w czasie, by naprawić popełnione błędy lub sprawdzić, jaką przyszłość gotuje nam los. Niebezpieczne to marzenia, ale towarzyszą ludzkości od zarania dziejów. Jednak jak na razie podróże w czasie i przestrzeni są możliwe jedynie w książkach, grach komputerowych i w filmach.
Niezbędnym atrybutem podróżnika w czasie jest coś, co mu taką wyprawę umożliwi. Fani motoryzacji i kina zarazem będą raczej zgodni w kwestii wyboru najsłynniejszego wehikułu czasu - nic nie przebije srebrnego DeLoreana DMC-12, z charakterystycznymi unoszonymi do góry drzwiami w wersji Time Machine z filmowej trylogii "Powrót do przyszłości" w reż. Roberta Zemeckisa.
Pamiętam, że kiedy jako młody chłopak oglądałem część pierwszą, wyprodukowaną w 1985 r., wiercąc się na niewygodnym krześle dostawionym przez obsługę kina "Wrzos" w warszawskim Wawrze (z powodu braku wolnych miejsc), nie mogłem oderwać oczu od samochodu, którym podróżowali główni bohaterowie. DMC-12 było autem futurystycznym i niekonwencjonalnym. Za design odpowiadał słynny Giugiaro, ramę, na której opierało się charakterystyczne klinowate nadwozie, wykonane z nierdzewnej i nielakierowanej stali, dostarczył Lotus, 5-biegowa skrzynia pochodziła z Renault, a umieszczony z tyłu silnik był wspólnej konstrukcji Peugeota, Renault i Volvo.
Film, w którym DeLorean zagrał jedną z głównych ról, opowiada o Martym McFly (Michael J. Fox), nastolatku przypadkowo odesłanym do roku 1955 przez jego ekscentrycznego przyjaciela, doktora Emmetta "Doc" Browna (Christopher Lloyd). Uwięziony w przeszłości Marty nieumyślnie uniemożliwia spotkanie swoich przyszłych rodziców - zagrażając swojemu istnieniu - i jest zmuszony pogodzić parę i znaleźć sposób, by wrócić do przyszłości, co jest przyczyną wielu zabawnych perypetii. Kolejne części serii weszły do kin w 1989 i 1990 r. Niezależnie od czasu, jaki upłynął od momentu ich powstania, to wciąż kawał znakomitego rozrywkowego kina, do którego wraca się z autentyczną przyjemnością.
"Powrót do przyszłości" zapewnił DeLoreanowi DMC-12 nieśmiertelność, ale kiedy film wchodził do kin, firma założona przez zdolnego inżyniera Johna DeLoreana już nie istniała. Auto budziło duże zainteresowanie i początkowo świetnie się sprzedawało, szybko jednak okazało się, że jest fatalnie wykonane, przez co firma, zamiast skupić się na produkcji, musiała tracić czas na naprawy gwarancyjne. Jednocześnie na skutek kryzysu załamał się rynek amerykański i popyt gwałtownie spadł.
John DeLorean, chwytając się wszelkich sposobów na uratowanie przedsiębiorstwa, wdał się nawet w szemrane, narkotykowe interesy i trafił na pewien czas do więzienia. To oznaczało koniec DMC. Do 1983 r. wyprodukowano 8583 sztuki tego sportowego auta i dziś jest to biały kruk na rynku youngtimerów.
Scena 8. Kino w drodze
Samochody są najczęściej wykorzystywanym atrybutem pewnego podgatunku filmowego - kina drogi. To filmy, w których podróż ma wymiar symboliczny. Pomimo że bohaterowie zwykle dążą do osiągnięcia jakiegoś celu, w istocie ważniejsza jest sama droga, która staje się metaforą życia. Ważniejsze jest to, że podczas podróży zmieniają się, dostrzegają nowe możliwości, często stają się buntownikami walczącymi z "systemem", władzą, niesprawiedliwością. Takie były m.in. wspominane w pierwszej części tego artykułu filmy "Znikający punkt" czy "Konwój", taki jest motocyklowy "Easy Rider", ale jeszcze lepszym przykładem kina drogi jest "Thelma i Louise" Ridleya Scotta z 1991 r.
Główne bohaterki grane przez Geene Davis i Susan Sarandon to przyjaciółki, które organizują weekendowy wypad za miasto - chcą na chwilę zapomnieć o szarej rzeczywistości, o nielubianych pracach, nieudanych związkach. Wehikułem, który przenosi je do tego świata złudzeń, jest stylowy, błękitny kabriolet, Ford Thunderbird z 1966 r. I na początku jest rzeczywiście inaczej - beztrosko, imprezowo, aż do mementu, kiedy jedna niefortunna noc zmienia wszystko, podróż staje się ucieczką, bohaterki zaś wyjętymi spod prawa banitkami ściganymi przez policję kilku stanów. Thunderbird wiernie im towarzyszy, do samego końca, do pamiętnego finału w Grand Canyon.
Podobno samochód został wybrany przede wszystkim ze względu na jego praktyczność: w kabriolecie łatwo i ciekawie można pokazać bohaterów w drodze, a duże tylne siedzenie jest idealną "sceną", na którą można wprowadzać postacie drugoplanowe.
Scena 9. 50 aut w 24 godziny
Randall "Memphis" Raines (Nicolas Cage) słynął z tego, że w 60 sekund potrafił ukraść każdy samochód. Porzucił jednak przestępcze zajęcie i przeszedł na złodziejską "emeryturę". Niestety spokojne życie nie było mu pisane, mafia porywa jego brata i stawia ultimatum: musi ukraść 50 luksusowych i sportowych samochodów w ciągu trzech dni, inaczej brat zginie. Aby zmniejszyć ryzyko wpadki, "Memphis" postanawia przeprowadzić całą akcję w ciągu jednej doby! Zadanie teoretycznie niewykonalne, ale Randall organizuje zgrany zespół i rusza do akcji przy akompaniamencie ryku silników, pisku opon i dynamicznej muzyki. Tak w skrócie wygląda fabuła filmu "60 sekund" w reż. Dominika Seny z 2001 r. No cóż, nie jest to obraz, w którym możemy cieszyć się błyskotliwymi dialogami i podziwiać wybitną grę aktorską, ale warto go obejrzeć dla dynamicznych scen pościgów, a przede wszystkim wspaniałych samochodów, jakie przewijają się przez ekran.
Wśród 50 aut ukradzionych przez Rainesa są takie perełki jak: Aston Martin DB1, Bentley Continental, Chevrolet Bel Air Convertible, Chevrolet Corvette Stingray L71, DeTomaso Pantera, Dodge Viper Coupé GTS, Ferrari Testarossa, Jaguar XK8 Coupe, Lamborghini Diablo SE30, Mercedes-Benz 300SL/Gullwing, Plymouth Road Runner, Pontiac GTO, Porsche 911 Twin Turbo, Shelby AC Cobra. Jednak film najbardziej rozsławiła Eleanor. Tym pięknym kobiecym imieniem ochrzczono Forda Mustanga Fastback Dupont Pepper Grey z 1967 r., który w filmie, poddany mocnemu tuningowi, wystąpił w roli Shelby Mustanga GT500. Eleanor stworzył projektant hot rodów Chip Foose, który z kolei oparł swój projekt na szkicach narysowanych przez ilustratora Steve’a Stanforda.
Jeden z filmowych egzemplarzy Eleanor został sprzedany na aukcji w 2013 r. za oszałamiającą kwotę 1 mln dolarów. Warto jeszcze dodać, że "60 sekund" z 2001 r. to remake filmu o tym samym tytule z roku 1974 w reż. H.B. Halickiego.
Scena 10. Pewnego razu w Chłodnicy Górskiej…
Czy film rysunkowy może być atrakcyjny dla fana motoryzacji? Studio "Pixar" i reżyser John Lasseter, twórca dwóch pierwszych części "Toy Story", w 2001 r. udowodnili, że jak najbardziej. "Auta" w zasadzie nie mają słabych stron, animacja stoi na najwyższym poziomie, spójnej fabuły i doskonałych dialogów może temu obrazowi pozazdrościć większość produkcji, które omawiamy w tym artykule, a i sam motyw motoryzacji jest tutaj bardzo dobrze rozegrany. I nie mam na myśli wyłącznie faktu, że bohaterami są antropomorfizowane auta, ale także to, jak efektownie "sfilmowane" są animowane wyścigi, jak ciekawie i zabawnie pokazano specyficzne cechy różnych marek i rodzajów samochodów i jak trafnie dopasowano do nich ludzkie charaktery.
Głównym bohaterem "Aut" jest Zygzak McQueen - "ostry jak przecinak" samochód wyścigowy, który przypadkowo trafia do małej mieściny, Chłodnicy Górskiej, położonej przy słynnej niegdyś trasie 66. Po zbudowaniu nowej autostrady mało kto tam jednak zagląda i miejscowość podupadła. W Chłodnicy zarozumiały i zbyt pewny siebie Zygzak przechodzi przemianę i dojrzewa. Odkrywa, jakie wartości w życiu są naprawdę ważne i że kariera nie powinna być celem samym w sobie. Film bawi i wzrusza, rozbudza zainteresowanie motoryzacją i można go obejrzeć z całą rodziną, niezależnie od wieku.
Scena 11. Szybko, wściekle i w niesamowitych autach
Serii "Szybcy i wściekli" (2001 r. i później; do tej pory powstało dziesięć filmów pełnometrażowych) nie sposób w naszym zestawieniu pominąć. To z pewnością obrazy "pachnące benzyną" i nitro, w których ścieżkę dźwiękową stanowi ryk potężnych silników i pisk opon driftujących aut. Niestety ostatnio seria zabrnęła w ślepy zaułek, w którym samochody są już tylko mało istotnym elementem przesadzonych efektów komputerowych, fabuły w zasadzie nie ma i całość jest całkowicie niestrawna.
Dlatego "Szybkich i wściekłych" trzeba polecić z pewnym zastrzeżeniem: warto obejrzeć pierwsze pięć, maksymalnie sześć filmów i zawsze z odpowiednio dużym dystansem, bowiem nawet w nich fabuła jest raczej pretekstowa, a aktorzy, powiedzmy… dają radę. Niemniej jednak sceny wyścigowo/pościgowe są jednymi z najlepszych, jakie do tej pory zrealizowano w historii kina, a kultowe, piękne i dodatkowo ciekawie stuningowane auta zrobią wrażenie na każdym widzu bez wyjątku.
Zamiast więc rozpisywać się o banalnych wątkach tej historii, wymienię raczej niektóre z tych maszyn: Dodge Charger R/T z 1970 roku, czyli auto Dominica Toretto (Vin Diesel) z charakterystyczną ogromną sprężarką i przepustnicą nad maską osiągający moc 900 KM; pomarańczowa Toyota Supra Targa z wielkim skrzydłem z tyłu i mocą 650 KM, którą Brian O’Conner (Paul Walker) prześcignął Ferrari F355 Spider; kultowy Nissan Skyline GT-R R34 z niebieskimi ledami pod podwoziem osiągający prędkość 300 km/h oraz jego przodek, Nissan Skyline 2000 GT-R z 1971 r.; Chevrolet Camaro w wersji limitowanej Yenko; Mazda RX-7 stuningowana przez firmę VeilSide; zielone Mitsubishi EVO; obrazoburczy Ford Mustang z przeszczepionym silnikiem RB26 ze Skyline’a R-34; smukły niczym pocisk Dodge Charger Daytona z 1969 r., niebiesko-biały Ford Escort RS1600.
Scena 12. Bezimienny mistrz kierownicy
"Drive" w reż. Nicolasa Winding Refna z 2011 r. znajduje się na przeciwnym biegunie niż większość omówionych w tym zestawieniu filmów, które skupiają się przede wszystkim na akcji i efektownym pokazaniu pościgów. "Drive" także nie stroni od pełnych adrenaliny i prędkości scen, ale do tego dorzuca interesującą fabułę i moim zdaniem jedne z najciekawszych i najpiękniejszych zdjęć w "motokinie". Główny bohater, znakomicie zagrany przez Ryana Goslinga, to bezimienny tajemniczy kierowca, który w ciągu dnia pracuje jako mechanik samochodowy oraz kaskader na planach filmowych, a nocą dorabia, wożąc gangsterów podczas napadów.
Całe jego życie to samochody i praca, ale w końcu i tego samotnika z wyboru tafia strzała Amora, gdy spotyka Irene (Carey Mulligan). Nie jest to jednak błaha historia miłosna z happy endem, a wciągający dramat sensacyjny w stylu neo-noir, olśniewający wizualnie, ale zarazem brutalny, pełen adrenaliny, ale również melancholii, niebezpiecznych prędkości i jednocześnie wolnych ekspozycji, ozdobiony muzyką elektro pop i takimi perełkami jak Chevrolet Malibu z 1973 r., którego Gosling samodzielnie odrestaurował, przygotowując się do roli.
Scena 13. Lamborghini + Humvee = Batmobil
Motoryzacja w kinie ma także odnogę science-fiction. Jej najsłynniejszy przedstawiciel to z pewnością Batmobil, futurystyczny pojazd Batmana, który pomaga mu w walce ze złoczyńcami z mrocznego Gotham City. Batmobil po raz pierwszy pojawił się w komiksie DC w maju 1939 r. (jako zwykły czerwony (!) samochód), a potem występował w coraz bardziej futurystycznych formach w niezliczonych komiksach, filmach animowanych i filmach pełnometrażowych.
Najciekawszą wersją tego pojazdu jest Tumbler z batmanowskiej trylogii Christophera Nolana: "Batman: Początek" (2005 r.), "Mroczny Rycerz" (2008 r.) i "Mroczny Rycerz powstaje" (2012 r.). Tumbler nie został wygenerowany komputerowo i nie jest filmowym rekwizytem, scenograficzną wydmuszką - to prawdziwy, jeżdżący, w pełni sprawny pojazd, nad którego kolejnymi wersjami pracowali osobiście w prywatnym garażu reżyser, scenograf Nathan Crowley oraz dwóch inżynierów i specjalistów od efektów specjalnych, Andrew Smith i Chris Corbould. Zadanie wyznaczyli sobie iście karkołomne: połączyć w ciekawy sposób Lamborghini i wojskowego Humvee.
Na potrzeby trylogii przygód Batmana zbudowano cztery, nieco różniące się pod względem konstrukcyjnym, Tumblery, a każdy egzemplarz kosztował 250 tys. dolarów! To hybrydowy potwór, połączenie najnowszej technologii cywilnej z prototypowym sprzętem klasy wojskowej. Na pierwszy rzut oka wygląda jak pokraczny i powolny czołg, ale to tylko pozory. Ten 2,5 tonowy potwór, poruszający się na 37-calowych terenowych oponach, z nadwoziem składającym się z 65 paneli z włókna węglowego i napędzany potężnym motorem V8 Chevroleta o pojemności 5,7 litra i mocy przekraczającej 500 KM, rozpędza się do "setki" w 5 sekund.
Batmobile, podobnie jak samochody Bonda, wyróżniały się zawsze gadżetami i niezwykłymi rozwiązaniami konstrukcyjnymi. Tumbler ma na pokładzie m.in. silnik odrzutowy, wyrzutnię rakiet, działka, klapy wspomagające hamowanie, zintegrowany system gaśniczy i sterowanie głosowe. Posiada tryb "stealth" i "atak", w którym zmienia się położenie fotela kierowcy, a z przedniej części Tumblera można wysunąć i odłączyć Batpod - pojazd podobny do motocykla.
Scena 14. Ford vs. Ferrari
Samochody, zwłaszcza te piękne, szybkie i nietuzinkowe, potrafią wzbudzać wiele emocji. Najsilniejsze zwykle towarzyszą wyścigom i rajdom, bowiem rywalizują tam ze sobą najzdolniejsi kierowcy i najlepsze maszyny. Kino nie raz sięgało po motyw pojedynku na torze, starcia silnych charakterów. Wystarczy przypomnieć film "Le Mans" z 1971 r. czy doskonały "Wyścig" z 2013 r. w reżyserii Rona Howarda, opowiadający o starciu dwóch legendarnych kierowców Formuły 1 - Nikiego Laudy (Daniel Brühl) oraz Jamesa Hunta (Chris Hemsworth). Ale na torach wyścigowych rywalizują także samochody i konstruktorzy, a najsłynniejszy pojedynek tego rodzaju miał miejsce na początku lat 60. XX w. i opowiada o nim świetny film "Le Mans '66" (znany także pod tytułem "Ford v Ferrari"), z 2019 r. w reżyserii Jamesa Mangolda.
Samochody Ferrari były wtedy na torach wyścigowych bezkonkurencyjne, wygrywały między innymi rok w rok prestiżową rywalizację w 24 h Le Mans. W tym samym czasie koncern Forda potrzebował zmiany, chciał zerwać z wizerunkiem nudnej marki dla wszystkich. Legendarny manager Forda Lee Iacocca wpadł na pomysł, aby przejąć mające kłopoty finansowe Ferrari. Transakcja nie doszła do skutku, a przy okazji Enzo Ferrari obraził Henry’ego Forda II, który w efekcie postanowił zbudować wyścigówkę lepszą niż auta z Maranello. Zatrudnił jednego z najwybitniejszych konstruktorów samochodów wyścigowych, Carolla Shelby’ego (w tej roli Matt Damon) i dał mu 90 dni na stworzenie pojazdu, który pokona Ferrari.
Shelby’emu pomagał Ken Miles, znakomity kierowca wyścigowy i niezwykle zdolny mechanik (świetna rola Christiana Bale’a). Byli jak woda i ogień. Pierwszy to wizjoner, świetny konstruktor, ale też lider, który potrafi zbudować zgrany i oddany zespół inżynierów, Miles zaś to chodząca bomba, żywioł, wolny duch idący zawsze pod prąd, ale to właśnie dzięki niemu Ford GT40, wymyślony przez Shelby’ego, staje się tak doskonałą maszyną, że w końcu hegemonia Ferrari zostaje przełamana i to podczas prestiżowego Le Mans w 1966 r. Wciągający, perfekcyjnie zrealizowany i zagrany film, który można polecić z czystym sercem każdemu, nie tylko fanom motoryzacji, ale gdyby ktoś nadal miał wątpliwości, czy warto go zobaczyć, dodam, że podczas seansu obok GT40 można podziwiać w akcji także Ferrari 330 P4 i 250 GTO, AC Cobrę i Porsche 906!
Scena 15. Prawdziwy wyścig
Film filmem, ale motoryzacja najciekawsza jest na żywo, w świecie realnym. Istnieje jednak gatunek filmowy, który łączy oba te światy - to film dokumentalny. Ponieważ temat jest sam w sobie ciekawy i obszerny, a niestety nasza opowieść nieubłaganie zbliża się ku końcowi, pozwolę sobie wspomnieć jedynie o trzech w miarę świeżych produkcjach, które skupiają się na świecie motorsportu. Każdy z tych obrazów jest niezwykle interesujący, świetnie zrealizowany i wciągający.
"Formuła 1: Jazda o życie" to serial Netflixa dokumentujący świat "królowej motorsportu" od środka. To historia opowiedziana oczami i ustami osób, które mają na niego decydujący wpływ: właścicieli zespołów, managerów, konstruktorów, ale przede wszystkim kierowców F1. Pełno tam autentycznych emocji i smaczków, które trudno dostrzec podczas filmowych transmisji, a układa się to w tak ciekawą i spójną opowieść, że jeśli po obejrzeniu trzech sezonów tej serii nie zostaniecie fanami F1, to znaczy, że nie oglądaliście jej wystarczająco dokładnie.
Kolejne dwie propozycje to filmowe biografie. "Senna" (2010) przypomina postać Ayrtona Senny - przez wielu uznawanego za najlepszego kierowcę bolidów F1 w historii. Poznajemy między innymi kulisy jego słynnej rywalizacji z Alainem Prostem, a także katastrofy i śmierci na torze Imola w 1994 r.
Jest to jednak przede wszystkim opowieść o wrażliwym, nieco skrytym, uciekającym przed sławą człowieku, który pasją i miłością do motoryzacji wypełnił całe swoje życie. Senna był z pewnością kierowcą wybitnym, ale w moim osobistym rankingu na najwyższe wyróżnienie zasłużył genialny Argentyńczyk Juan Manuel Fangio, który w okresie 1950-1957 zdobył aż pięć czempionatów i dwa razy został wicemistrzem. Zwyciężał także w wielu innych słynnych wyścigach w latach 50., kiedy bolidy były dzikie i surowe, a o sprzęcie ochronnym można było jedynie pomarzyć. Do dzisiaj wspomina się m.in. jego niesamowity pościg za kierowcami Ferrari na torze Nürburgring w 1957 r. Dlatego film dokumentalny o wymownym tytule "Fangio: człowiek, który poskromił maszyny" (2020), to pozycja obowiązkowa dla każdego fana motoryzacji.
Scena 16. i ostatnia - Gra muzyka
Wiele filmów traktujących o motoryzacji może poszczycić się interesującą ścieżką dźwiękową, bowiem dobra muzyka i piękne auta perfekcyjnie ze sobą współgrają. Naturalne było więc także wykorzystanie takiej kompilacji w teledyskach muzycznych. To bardzo obszerny temat, dlatego ograniczę się jedynie do przypomnienia kilku, moim zdaniem najciekawszych, wideoklipów.
Zdecydowanymi liderami są dwa obrazy - "Supreme" Robbiego Williamsa i "Show Me How To Live" Audioslave. Pierwszy z nich opowiada o rywalizacji dwóch kierowców Formuły 1 o tytuł mistrzowski. Jednym z nich jest prawdziwy kierowca - Jackie Stewart, trzykrotny mistrz świata F1, zaś drugi to postać wymyślona - Bob Williams, którego zagrał autor piosenki.
Całość jest bardzo sprytnie zmontowana - archiwalne ujęcia z torów wyścigowych z lat 70. wymieszane są ze stylizowanymi kadrami z Robbie Williamsem i fikcyjnymi wycinkami z gazet. Pewien niedosyt pozostawia jedynie banalne zakończenie. Z kolei wideoklip Audioslave to hołd oddany filmowi "Znikający punkt", jego swoisty teledyskowy remake. Jest więc odtwórczy, ale całość zrealizowana jest perfekcyjnie, z klimatem i świetnie współgra z muzyką. Dla fanów motoryzacji, szczególnie tej w amerykańskim stylu, coś zdecydowanie godnego polecenia.
Dwa kolejne teledyski są odbiciem motoryzacyjnej pasji autorów muzyki. Jay Kay, lider brytyjskiego zespołu Jamiroquai, zgromadził wspaniałą kolekcję sportowych i luksusowych samochodów. Dwie należące do niego włoskie perełki - Ferrari F355 i Lamborghini Diablo SE30 i w towarzystwie Ferrari F40 Nicka Masona, perkusisty Pink Floyd, można podziwiać w teledysku do utworu "Cosmic Girl" z 1996 r., gdzie nocą i za dnia gnają drogami prowadzącymi przez malownicze Cabo de Gata w hiszpańskiej Andaluzji. Muzycy ZZ Top są natomiast wielkimi fanami arcyamerykańskich hotrodów.
Najsłynniejszym pojazdem z kolekcji Billego Gibbonsa jest Eliminator Coupe, czyli przerobiony Ford Model B rocznik 1933. Auto trafiło na okładkę albumu z 1983 r. i do trzech klipów z piosenkami z tej płyty: "Sharp Dressed Man", "Legs" i chyba najbardziej znanego "Gimme All Your Lovin". Eliminator to custom car autorstwa Don Thelan’s Buffalo Motor Cars. W stosunku do oryginału ma obniżone zawieszenie i dach, pod maską widlastą V-ósemkę z głowicą od Camaro Z-28 zasilaną pojedynczym czterogardzielowym gaźnikiem i nadwozie polakierowane na czerwono, z charakterystycznym logo zespołu na bokach.
I to by było tyle. 3, 2, 1… koniec seansu!
Krzysztof Michał Jóźwiak