Panie pilocie, dziura w samolocie!
Jak podawała agencja kosmiczna Roskosmos, celem oględzin było ustalenie, czy "niewielki, ale groźny" otwór powstał na Ziemi, czy w kosmosie. Po kilkudziesięciu minutach badania uszkodzeń kosmonauci mieli dojść do wniosku, że feralna dziura raczej nie została wywiercona celowo.
Rogozin: sabotaż na orbicie
Dwumilimetrowy otwór w burcie Sojuza, przycumowanego do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS), został odkryty 30 sierpnia ubiegłego roku. Nieszczelność w ścianach statku oznaczała, że z modułu zaczęło uchodzić powietrze i astronauci zarejestrowali spadek ciśnienia. Kosmonauci użyli do uszczelnienia ściany epoksydowego wypełniacza. Zapewniali jednocześnie, że chodzi o niewielką utratę ciśnienia, niestanowiącą zagrożenia dla życia członków załogi stacji.
Po kilku dniach pojawiły się plotki, że dziura może być skutkiem działań sabotażysty lub błędu w pracach naziemnych. We wrześniu szef Roskosmosu Dmitrij Rogozin wykluczył przyczyny związane z naziemnym przygotowywaniem Sojuza do lotu. Nie odrzucił natomiast możliwości "celowej ingerencji już w kosmosie", sugerując m.in., że mogliby to zrobić amerykańscy lub niemieccy astronauci, aby przyspieszyć powrót na Ziemię. Rosyjscy oficjele zaprzeczali tym spekulacjom, a poproszona o komentarz do podejrzeń sabotażu rzeczniczka NASA skierowała wszystkie pytania do rosyjskiej agencji kosmicznej, która nadzoruje śledztwo.
Aleksander Żelezniakow, były inżynier i zasłużona postać dla rosyjskiego przemysłu kosmicznego, powiedział państwowej agencji prasowej TASS, że wywiercenie otworu w warunkach zerowej grawitacji byłoby prawie niemożliwe i w tej części statku kosmicznego wysoce nieprawdopodobne. Ze źródeł zbliżonych do przemysłu kosmicznego przedstawiciele TASS dowiedzieli się jednak, że statek mógł zostać uszkodzony podczas testów w kosmodromie Bajkonur w Kazachstanie, po przejściu wstępnych kontroli.
– Ktoś nawalił i doprowadził do powstania otworu, a potem przestraszył się i prowizorycznie uszczelnił dziurę – spekulował informator TASS, dodając, że gdy Sojuz dotarł do ISS, substancja uszczelniająca "wyschła i odpadła".
Agencja RIA Novosti, powołując się na inne źródło z przemysłu kosmicznego, informowała w kolejnych dniach, że produkująca Sojuza firma Energija rozpoczęła kontrolę w zakładzie produkcyjnym pod Moskwą i w Bajkonurze – pod kątem ewentualnych usterek we wszystkich statkach Sojuz i bezzałogowych statkach Progress, używanych do przewozu ładunków. Dmitrij Rogozin stwierdził zaś, że rosyjska komisja państwowa chciałaby zidentyfikować winowajcę po imieniu, nazywając to wręcz "sprawą honoru".
Współpraca coraz trudniejsza
Całe zamieszanie komplikuje i tak już dość skomplikowany obszar rosyjsko-amerykańskiej współpracy w kosmosie. Jak wiadomo, Amerykanie od czasu wycofania z użytku promów kosmicznych nie mają statku do wynoszenia załóg na orbitę. Korzystają z Sojuzów, na mocy intratnej dla Rosjan umowy. Ta obowiązuje na razie do 2020 r.
Kilka lat temu panowało przekonanie, że do tego czasu gotowe do lotów na orbitę będą załogowe kapsuły amerykańskich firm SpaceX i Boeing. Teraz jednak NASA już nie jest tego taka pewna. W grudniu 2018 r. miał się odbyć bezzałogowy lot testowy, a w 2019 r. powinny ruszyć załogowe loty próbne Dragona V2 SpaceX. Czy cały plan zostanie jednak wdrożony, dopiero się okaże, bo Elon Musk nie budzi w NASA stuprocentowego zaufania. Ostatnio wyskoczył z wizją nowej dużej rakiety BFR, choć wszyscy myśleli, że do większych misji SpaceX będzie używać cięższej wersji Falcona Heavy. Musk snuje też wizję załogowego lotu do Księżyca, czego amerykańscy urzędnicy kosmiczni nie traktują poważnie.
Może więc być tak, że USA wciąż będą skazane na Roskosmos i Sojuzy. Sprawę komplikuje dodatkowo – wciąż obowiązujący - plan wycofania się USA z ISS. Kłopot w tym, że bez USA stacja raczej się nie utrzyma. Nie tylko ze względów finansowych, ale także dlatego, że rosyjscy kosmonauci nie są w stanie obsługiwać zarówno amerykańskich modułów ISS, jak i tych zbudowanych przy udziale innych krajów zachodnich.
Po zamieszaniu z otworem w statku kosmicznym, w październiku doszło do awarii rakiety wynoszącej Sojuza MS-10 w rutynową, zdawałoby się, misję. Po 2 minutach i 20 sekundach lotu, na wysokości ponad 50 km, astronautami w kapsule zaczęło silnie trząść, a od rakiety oddzielały się jasne fragmenty. Zapadła decyzja o przerwaniu misji i awaryjnym powrocie na Ziemię w tzw. trybie balistycznym.
Po krótkim dochodzeniu i oględzinach rakiety Sojuz FG Rosjanie znów zaczęli mówić o sabotażu, bowiem, ich zdaniem, uszkodzenie czujnika odpowiadającego za oddzielenie członu rakiety powstało jeszcze na Ziemi. Wyniesienie rosyjsko-amerykańskiej załogi w kosmos obserwował osobiście powołany przez Donalda Trumpa nowy dyrektor NASA Jim Bridenstine, który po raz pierwszy spotkał się przy tej okazji z Rogozinem, swym rosyjskim odpowiednikiem. Media komentowały, że incydent ten zapewne będzie miał ogromny wpływ na rosyjsko-amerykańską kosmiczną współpracę. Nic jednak szybko się zapewne nie wydarzy.
Roskosmos nie lubi SpaceX
Na razie, na początku grudnia 2018 r., w kolejnej misji polecieli Sojuzem na ISS Rosjanin, Amerykanin i Kanadyjczyk. Sześć godzin po starcie, bez żadnych dramatycznych przejść, zawinęli do stacji kosmicznej. Przybyły na pokład ISS Oleg Kononenko wkrótce potem podjął z kolegą Siergiejem Prokopiewem wspomniany spacer kosmiczny, połączony z analizą uszkodzenia - niełatwy, dodajmy, bo Sojuz nie ma żadnych uchwytów pozwalających kosmonaucie na zewnątrz trzymać się statku.
Ogólnie pogarszająca się atmosfera wokół rosyjsko-amerykańskiej współpracy pełna jest różnych wątków, np. rywalizacji rosyjskich firm z amerykańskim prywatnym sektorem kosmicznym. W opublikowanym pod koniec 2018 r. raporcie rocznym Roskosmos oskarżył SpaceX o to, że jest on główną przyczyną kłopotów finansowych rosyjskiej agencji – po sankcjach gospodarczych i słabym rublu. Nieoficjalnie mówi się jednak, że głównym problemem rosyjskiego sektora kosmicznego jest ogromna korupcja i rozkradanie wielkich sum.
Co z tą dziurą?
Wracając do kwestii dziury w statku… Warto przypomnieć, iż Dmitrij Rogozin twierdził początkowo, że rozszczelnienie w burcie statku używanego do transportu astronautów na ISS było najprawdopodobniej spowodowana impaktem z zewnątrz - przez mikrometeoryt. Potem tę wersję wykluczył. Informacje otrzymane po grudniowych oględzinach Sojuza każą chyba do niej wrócić, ale wyjaśnienie sprawy i dochodzenie nie zostały jeszcze zakończone. Nie wiemy, jakie będą ostateczne wnioski Rosjan, gdyż sami kosmonauci mają najpierw wyniki swoich oględzin dostarczyć na Ziemię.