Pokojowa kusza
Strzelać można samemu albo z przyjaciółmi, którzy zachęceni naszym przykładem z pewnością zrobią sobie podobne kusze w ciągu jednego wieczoru. Kusza kiedyś zastąpiła łuki. Miała wiele zalet. Była celniejsza, a przede wszystkim mocniejsza. Napinało się ją mechanicznie na przykład korbą lub dźwignią. Napięta cięciwa i umieszczony na miejscu bełt mógł zaczekać na stosowny moment, zanim zostanie wystrzelony.
Bełt to pocisk przeznaczony do wystrzeliwania z kuszy. W porównaniu ze strzałą stosowaną w łukach jest od niej krótszy, cięższy i grubszy. Potrafił przebić pancerz rycerza. Było się czego bać. Kusza jest nierozłączna w historii o legendarnym szwajcarskim bohaterze narodowym Wilhelmie Tellu. Pochodził on z miasteczka Bürglen w szwajcarskim kantonie Uri. Legenda mówi o tym, że Wilhelm Tell nie chciał ukłonić się przed symbolem władzy cesarskiej. Starosta Hermann Gessler wymyślił sobie i kazał postawić na rynku słup, na którym zatknął swój kapelusz. Mieszkańcy, przechodząc obok, musieli się kłaniać przed tym kapeluszem. Takie pomysły miała władza w 1307 roku. Wilhelm Tell, dzielny kusznik, tego nie uczynił, o czym wkrótce doniesiono staroście. Tella sprowadzono przed oblicze władzy. Starosta, wiedząc o sławie kusznika, wymyślił próbę: Tell musiał zestrzelić z kuszy jabłko ustawione na głowie swojego jedynego syna Waltera. Gdyby chybił, obu czekała śmierć. I tak 18 listopada 1307 roku Wilhelm Tell zestrzelił jabłko z głowy swego syna. Z próby wyszedł zwycięsko.
Historia źle się kończy, bo spytany, dlaczego w jego kołczanie znajdowały się dwa bełty, odpowiedział, że gdyby pierwszym trafił syna następnym zabiłby starostę. Tu już zadziałało surowe prawo i za zamiar zabójstwa Gesslera, Tella skazano na dożywocie w twierdzy Küssnacht. W trakcie transportu łodzią nasz bohater wyskoczył do wody i uciekł. Wkrótce jednak wrócił i dysząc zemstą, zabił Gesslera, dodatkowo wywołując tym powstanie, które doprowadziło do uwolnienia sprzysiężonych w Rütli kantonów spod władzy cesarskiej. W Altdorfie postawiono pomnik Wilhelma Tella z jego synem. Ta legenda była inspiracją wielu utworów literackich, scenicznych a nawet opery Gioacchino Rossiniego.
W Bürglen w kantonie Uri znajduje się muzeum Wilhelma Tella. Tyle historii, a my zabierajmy się do pracy nad modelem kuszy. Nie będzie taka jak kusza kusznika Tella, ale mała, domowa i bezpieczna. Ograniczymy się do strzelania rekreacyjnego w domu i bełtami zrobionymi z wykałaczek, czym nie wyrządzimy większych szkód. Mam nadzieję. Nasze bełty to zwykłe wykałaczki. Można je zmodyfikować, owijając przód pocisku, czyli grot, cienką folią aluminiową albo nawet zamocować ołowiany śrut od wiatrówki. Oczywiście przestrzegam, że nie wolno celować, a tym bardziej strzelać do ludzi i zwierząt.
Działanie modelu: kusza składa się z korpusu, poprzecznych ramion oraz spustu. Ramiona połączone są z zamkiem cięciwami zrobionymi z gumki modelarskiej albo domowych recepturek. Żeby napiąć kuszę, ciągniemy do siebie, zamek napinając gumowe cięciwy. Pazur spustu musi trafić do środkowego otworu zamka. Z przodu w otwór do tego przeznaczony wsuwamy bełt zrobiony z wykałaczki. Wykałaczka jest ustawiona w pozycji pomiędzy dwoma klockami prowadzącymi, a nie wypada, ponieważ jest lekko trzymana, zaciśnięta pomiędzy drewnianymi szpatułkami korpusu. Aby oddać strzał, chwytamy za uchwyt u dołu kuszy a drugą rękę kładziemy na spust. Teraz możemy wycelować i bach. Wykałaczka leci w stronę celu. Trochę trzeba to poćwiczyć i już za którymś razem będziemy trafiać w cel bezbłędnie. Jeśli brzmi to zachęcająco, proponuję zabrać się do pracy.
Narzędzia: brzeszczot piły do metalu albo dremel z tarczą do cięcia, wiertarka lub wkrętarka z wiertłami 3 oraz 5 milimetrów, kombinerki, nożyk uniwersalny z odłamywanymi ostrzami, klej cyjanowo-akrylowy średniej konsystencji.
Materiały: szpatułki laryngologiczne o wymiarach 150×18 milimetrów, dwie gumki modelarskie lub recepturki, dwie śruby M3 o długości 20 milimetrów z nakrętkami, klamerka drewniana do mocowania suszącej się bielizny, wykałaczki, gwoździk długości 20 milimetrów, gruba tektura.
Korpus kuszy: to dwie szpatułki. W obu brzeszczotem piłki do metalu odcinamy z jednej strony, pod kątem prostym, ich łukowe zakończenia. Brzeszczot ma drobne ząbki, które nie strzępią drewna tak, jak by się to stało, gdybyśmy użyli piły do drewna rozpłatnicy czy lisiego ogona. Te służą do cięcia większych kawałków drewna czy desek. Sprawdźcie w necie, jak wyglądają takie piły. Na żywo w realu znajdziemy je w starym warsztacie dziadka. Tamte narzędzia jednak zostawmy dawnym profesjonalistom. Z tak drobnymi elementami jak szpatułki najłatwiej poradzimy sobie z ich cięciem za pomocą dremela z tarczą gumówką.
Prowadnica bełtu: dwa kawałki szpatułki przyciętej do wymiarów 25×7 milimetrów każdy.
Dolna część korpusu: zaczniemy od narysowania ołówkiem linii symetrii wzdłuż szpatułki. To fundamentalnie ważne, bo wzdłuż tej osi będą wylatywać wystrzeliwane strzały wykałaczki, czyli bełty. Najpierw jednak na linii osi symetrii położymy wykałaczkę, prowizorycznie mocując ją do szpatułki klipsem. Z obu boków wykałaczki ostrożnie przyklejamy klejem cyjanowym dwa klocki prowadnicy, czyli prowadnice bełtu. Mają lekko dotykać boku wykałaczki. Z drugiej strony do szpatułki od strony zaokrąglonej przyklejamy drugi, również zaokrąglony, kawałek szpatułki o długości 30 milimetrów. Widzimy na fotografii, jak to powinno wyglądać.
Górna część korpusu: w odległości 45 milimetrów wiercimy otwór 5 milimetrów. Sklejamy w całość obie części korpusu kuszy, górną i dolną, klejem cyjanowym.
Ramiona: to dwie szpatułki; na jednej z nich za pomocą linijki i ołówka wyznaczamy osie symetrii. Na zaokrąglonych końcach szpatułek w odległości 10 milimetrów wiercimy otwory o średnicy 3 milimetrów. Pamiętajmy o uprzednim napunktowaniu wyznaczonych miejsc pod otwory. Punktujemy to miejsce punktakiem albo zwykłym gwoździem. To małe wgłębienie sprawi, że podczas wiercenia wiertło się nie przesunie w niekontrolowany sposób. Automatyczny punktak bardzo ułatwi pracę i nie będzie rozczarowań, że otwór powstał nie tam, gdzie chcieliśmy, bo się wiertło obsunęło. W otwory wkładamy śruby M3 i najpierw tak na luźno łączymy oba ramiona.
Uchwyt: ułatwi nam trzymanie kuszy podczas strzelania. Zaczniemy od sklejenia dwu szpatułek. Tak sklejone przecinamy w połowie długości i znowu sklejamy płaszczyznami. Płaszczyznę obcinamy pod kątem około 45 stopni i obrabiamy papierem ściernym. Uchwyt dokleimy klejem cyjanowym pod spodem korpusu kuszy.
Spust: składa się z klamerki do przypinania bielizny oraz gwoździka. W klamerce z jej przodu punktujemy i wiercimy otwór o średnicy takiej, jaką ma gwóźdź, czyli 3 milimetry. Dolną szczękę klamerki skracamy, odcinamy dremelem. Gwóźdź także skracamy, przymierzając go do korpusu. Ma opierać się o wewnętrzną dolną ściankę korpusu.
Zamek: ten element to 50-milimetrowej długości odcinek szpatułki. Oba końce są zaokrąglone i wywiercono w niej trzy otwory o średnicy 5 milimetrów każdy. W środku i po obu brzegach, widzimy to na fotografii.
Montaż zabawki: do korpusu przyklejamy klejem cyjanowym ramiona kuszy, górne do górnego, dolne do dolnego. Ramiona są połączone luźno śrubami tak, że nie przeszkadzają podczas klejenia, a ustawiają równoległość ramion względem siebie. Zadbajmy także, żeby korpus i ramiona były przyklejone do siebie pod kątem prostym. Spust przyklejamy do górnej części korpusu tak, by gwóźdź precyzyjnie trafił do otworu w korpusie. Teraz możemy odmierzyć jego długość i skrócić, by opierał się o dolną część korpusu. Nasz pazur powinien być płaski, by dobrze trzymać zamek. Gwóźdź w tej pozycji wklejamy do otworu w klamerce klejem cyjanowym. Pomiędzy szpatułkami korpusu umieszczamy zamek.
Do skrajnych otworów w zamku przewlekamy gumki, składamy je w połowie i mocujemy śrubami w ramionach kuszy. Pozostaje przykleić od spodu uchwyt i kusza gotowa. Gdy klej wyschnie, sprawdźmy, czy mechanizm działa prawidłowo. Czy pazur spustu dobrze trzyma zamek i nic się nie rozkleja. Jeśli zamek nie porusza się płynnie pomiędzy elementami korpusu, proponuję pokryć go stearyną ze świecy lub posmarować mydłem. Wyrobi się po kilku oddanych strzałach. Jeśli wykałaczka klinuje się w otworze, możemy rozwiercić go wiertłem 3-milimetrowej średnicy. Testujemy spust, czy dobrze trzyma zamek i czy po naciśnięciu spustu uwolniony zamek napędzany cięciwami leci do przodu, wyrzucając bełt.
Strzały: strzelać będziemy bełtami, czyli zwykłymi wykałaczkami. Można je ozdobić, doklejając groty z folii aluminiowej albo zaprasować śrut z wiatrówki. Takie bełty dalej lecą i są skuteczniejsze w działaniu.
Tarcza: wytniemy ją z grubej tektury o wymiarach 150×150 milimetrów. Może być klasyczna z kilkoma kołami i liczbą punktów, ale możemy wykonać ją jako jabłko ku pamięci Wilhelma Tella.
Sylwetki wojowników: gdy się nabawimy strzelaniem do tarczy, proponuję przygotowanie sylwetek wojowników. Wytniemy je z tektury w formie takiej, jak zaproponowano na rysunku. Mogą to być postacie z epoki albo uzbrojeni żołnierze. Wszystko zależy od naszej fantazji. Ważne jest tylko to, żeby podstawy były stabilne, a sylwetki przewracały się dopiero po trafieniu wykałaczkowym bełtem.
Zabawa: polega na strzelaniu do tarczy i zbieraniu liczby punktów przy wywracaniu sylwetek na czas, a może warto ustawić piramidę z kilku plastikowych kubków po napojach. Te trafione będą się przewracać. Bawiąc się kuszą, z pewnością przyjadą nam do głowy jeszcze inne ciekawe pomysły.
Adam Łowicki